Niezależność i samodzielność jako podstawy poglądów gospodarczych Władysława Grabskiego
Napisał Krzysztof Rudzki„Wielkie kryzysy miały tylko wielkie narody i umiały je przezwyciężyć, bo były wielkimi. Naród, który się ugnie przed kryzysem, może się w przyszłości uchroni od dalszych kryzysów, ale też wielkim na pewno nie zostanie” – W. Grabski, O własnych siłach.
Od powyższego cytatu warto rozpocząć ogólne rozważania nad ekonomicznymi przekonaniami byłego ministra skarbu i dwukrotnego prezesa Rady Ministrów Rzeczpospolitej, którego krytykowały wszystkie ówczesne stronnictwa polityczne: socjaliści - za wyraźne popieranie gospodarki rynkowej, ziemiańskie życie i pochodzenie; konserwatyści – bo chciał wprowadzić reformę rolną; chłopi – bo z planu jego reformy rolnej nic nie wyszło; endecy – bo się od nich odciął i popierał podatek majątkowy; oraz żydzi, bojący się, że poniosą największy ciężar reform. Mimo to, był prawie najdłużej sprawującym urząd premierem w II RP. Przyczyniła się do tego opinia, wedle której uchodził za człowieka kompromisu, a ponadto, uczciwego i nad wyraz pracowitego. Nie bez znaczenia było również to, że w kręgach politycznych zauważono konieczność reform gospodarczych, choćby podstawowych. Wymienione czynniki sprawiły, że stanął przed życiową szansą częściowego zrealizowania swoich koncepcji. Na ile zostały one wdrożone, pozostanie sprawą do dalszego rozważenia, gdyż wydają się przystępniejsze dla laika informacje skupiające się na ogólnych założeniach polityczno-ekonomicznych jego programu, które w wielu fragmentach wydają się potrzebne i dziś. Dzięki temu - mam nadzieję - uda się nam odnaleźć kolejny wymiar ponadczasowości myśli narodowo-demokratycznej.
Jak powszechnie wiadomo, czasy pierwszego zarządu Grabskiego Ministerstwem Skarbu i jego premierostwa, to okres dla Polski niezbyt przychylny, a wprost - permanentnego kryzysu. Złożyło się na to wiele czynników. Pierwszym, źródłem pozostałych, były konsekwencje pierwszej wojny światowej. Po dotychczasowym największym globalnym konflikcie, gospodarki wszystkich państw wojujących były kompletnie niezharmonizowane, a niektóre wręcz upadłe. Jednakże, część z nich otrzymała szanse odbudowania się wraz z podpisaniem traktatu pokojowego. Naród polski tej szansy nie miał, gdyż wciąż toczył wojny o kształt swoich przyszłych granic. Konsekwencją tego było odłożenie spraw ekonomicznych na plan dalszy. W tamtej chwili najważniejsze były cele wojenne, które pochłaniały ogromną masę środków pieniężnych i energię narodu. Przeważającą część budżetu pochłaniała armia, czego konsekwencją była dziura budżetowa. Aby ją pokryć, państwo zaciągało ogromne długi u własnych obywateli oraz u podmiotów zagranicznych. Dodatkowo, część wydatków pokrywano dodrukiem marki polskiej, przez co nastąpił bardzo szybki wzrost cen, które trzeba było zmieniać nawet trzy razy w ciągu dnia. Nic dziwnego, że w kręgach ekonomicznych chyba najczęściej wypowiadanym słowem było „kryzys”, na który nakładał się pat polityczny, paraliżujący zdolność do reform, tak potrzebnych w uporządkowaniu chaosu, wynikającego z dotychczasowego podziału ziem polskich między trzema zaborcami. Grabski widząc, że jego działania były sabotowane przez sejm i nie mogły wyjść poza prowizoryczne łatanie dziur w finansach państwa, złożył 30 czerwca 1923 r., na ręce premiera Witosa, swoją rezygnację z teki.
Do tego czasu, nie potrzeby szerszego omówienia poglądów ekonomicznych Władysława Grabskiego, albowiem byłaby to dyskusja jedynie teoretyczna. Jednakże, od 17 grudnia 1923 r. został po raz drugi prezesem Rady Ministrów. Jednocześnie, powierzył sobie nadzór nad skarbowością. Zmieniła się również atmosfera wokół rządu, którego składem lawirował tak, by pozyskiwać - choćby na krótko - głosy w sejmie. W tym okresie przeświadczenia premiera odbiły się na całości stosunków gospodarczych w państwie.
W swoich rozważaniach, naczelną sprawą, jaką poruszał, był stosunek państwa do ekonomicznej pomocy z zagranicy. „Niebezpiecznie jest uzależnić nasze sprawy wewnętrzne od czynników międzynarodowych, niezależnie od tego, jak się one będą nazywały, gdyż czynniki te nie mają i nie mogą mieć identycznych z nami poglądów na nasze najbardziej żywotne interesy polityczne i na zagadnienia naszego bytu państwowego” – mawiał, mając na myśli postulaty przyjęcia wysokich zobowiązań, wiążących się z przyjazdem obcych ekspertów, mających nadzorować sposób zarządzania finansami państwa. Podstawą myślenia Grabskiego o gospodarce była samodzielność, której na pewno nie należy mylić ze skrajnym izolacjonizmem.
Pokusa do pomocy z zagranicy była w tamtym okresie bardzo duża. Wszyscy doradzający zaciąganie zagranicznych zobowiązań podkreślali, że dzięki temu uda się zatrzymać kryzys gospodarczy. Lecz zdaniem Grabskiego twierdzenie, że „poza dużą pożyczką zagraniczną nie ma dla kraju zbawienia” było tezą „daleką od wszelkiej naukowości”. Przekonywał, że kryzysy gospodarcze to rzecz normalna, a co więcej, wpływają na „sanację życia gospodarczego”, bo uczą przedsiębiorców taniej produkcji. Przyznał jednak, że pierwsza faza kryzysu z początków lat 20. była szczególnie trudna. Na tamten czas zalecał zwyczajne oszczędzanie oraz przestrzegał przed nadmierną konsumpcją i życiem ponad stan. Doradzał, by na czas inflacji pieniądze jak najszybciej lokować w towarach.
Uważał, że zaciąganie pożyczek u podmiotów gry międzynarodowej, będzie prowadziło za sobą chęć grania tymi zobowiązaniami nie na korzyść Polski, ale zagranicy. Miało się tak stać, gdyż wraz z jakimkolwiek nadzorem zewnętrznym utracono by możliwość działania wyłącznie dla swojego pożytku, bo czy „przyjęcie kontroli finansowej może pozostawić wolną rękę w grze sił politycznych? Czy ten, kto jest kontrolowany, może krzyżować plany tego, kto kontroluje? Czy ten, co kontroluje, nie nabiera praw, by z jego widokami politycznymi i finansowymi rachował się ten, który kontroli podlega?” Jednakże, nie był to całościowy pogląd na przyjmowanie zewnętrznej pomocy. Grabski to nie doktryner, toteż dopuszczał możliwość zaciągania takich zobowiązań, ale tylko wówczas, gdy nie miały one perspektyw na konsekwencje w polityce zagranicznej i były zaciągane jedynie na korzystnych warunkach. Jeżeli chodzi o wielkość takich zobowiązań, to preferował raczej zaciągnięcie kilku mniejszych pożyczek, niż jednej dużej.
Zwolennicy kredytów mawiali, że w takim razie można przyjąć pomoc nie od innego państwa, ale od organizacji międzynarodowej, jaką była Liga Narodów. Premier w swoich rozważaniach odpowiadał, że „takie rozumowanie jest jedynie odbiciem naszych własnych życzeń, nie ma zaś nic wspólnego z realizmem politycznym w sprawach finansowych”. Dowodził, że doprowadziłoby to do rozczarowania, bo nawet ci, którzy planowaliby działać w imię światowego pokoju będą od nas oczekiwać w przyszłości ustępstw.
Grabski uważał, że dążenie do niezależności gospodarczej musi być osiągnięte jeszcze innymi posunięciami Rządu. Nieodzowne miało być zmniejszenie potrzeb budżetowych. Osobiście uważał, że obywatele za dużo wymagali od państwa. Nie miał optymistycznych zapatrywań na obowiązkowe ubezpieczenia społeczne, ograniczony do ośmiu godzin dzień pracy, zasiłki. Jednakże, błędem byłoby też uważanie go za zwolennika klasycznej teorii ekonomii, albowiem uważał, że państwo w gospodarce powinno być obecne. Przede wszystkim, był protekcjonistą. Ustanawiał cła importowe na towary, które ludność Polski produkowała w takim stopniu, by zaspokoić własne potrzeby, ale by zostały również nadwyżki, które można by eksportować. Lecz nie uważał, też za słuszne nakładanie ceł na towary, których produkować nie możemy. Był stanowczym przeciwnikiem państwowego skupu towarów, głównie płodów rolnych i hodowlanych, w celu regulacji cen na rynku wewnętrznym. Sądził, że jest to właśnie jeden z punktów, w których obywatele oczekują od władz zbyt wiele. Podobne miał zdanie o robotach publicznych, czyli np. budowaniu dróg, budynków użyteczności publicznej, pracach interwencyjnych etc. Te działania chciał przerzucić na samorządy, które, jak twierdził, lepiej znają potrzeby w swoich okolicach. Dodatkowo, przerzucenie na nie tych kwestii nauczyłoby je samodzielności, bez oglądania się na Rząd. Twierdził, że edukacja również powinna być zarządzana przez władze lokalne, gdyż centrum i kresy mają inne potrzeby edukacyjne, toteż stosowanie jednakowych systemów edukacyjnych nie było właściwe. Stawiał tezę, że pieniędzmi dla nauczycieli i ich pracą lepiej będą zarządzać samorządy.
Obok cięć, szukał dodatkowych wpływów do budżetu. Uważał bowiem, że dobrym sposobem na ich wyzyskanie będzie wprowadzenie monopoli: spirytusowego, solnego, tytoniowego, sacharynowego, loteryjnego, zapałczanego (wydzierżawiony); które miały zastąpić nieefektywny i bardzo nielubiany podatek od majątku. Jego pogląd wynikał z obserwacji gospodarek państw zaborczych, a szczególnie rosyjskiej, w której monopol spirytusowy odgrywał niebagatelną rolę.
Wracając do kwestii socjalnych, to uważał je za konieczne, bo powiązane z porządkiem społecznym, który był niezmiernie potrzebny w trakcie wprowadzenia reformy walutowej. W listopadzie 1923 r. przez kraj przetoczyła się fala strajków, która swoje apogeum osiągnęła w Krakowie. Do podobnej sytuacji nie chciał dopuścić, toteż postanowił ciąć wydatki głównie w kolejnictwie, edukacji, wojskowości oraz policji.
Reforma walutowa była kolejnym punktem, który świadczył o chęci dążenia Grabskiego do niezależności gospodarki narodowej. Jej autor był wyraźnym zwolennikiem parytetu pieniądza ze złotem, względnie z srebrem i dewizami. Stałość tegoż miała być gwarantowana przez prywatny, a więc niezależny od państwa, bank emisyjny, w którym skarb miałby 1 procent akcji po to, aby mieć prawo obecności na Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy. Dzięki tym działaniom, twierdził Grabski, „stały spadek jego [złotego – przyp. K. R.] jest realnie niemożliwy” – i wówczas faktycznie był walutą odporną na zawirowania rynków światowych. Wyjątkiem była tzw. inflacja bilonowa powstała na skutek wojny celnej z Niemcami, lecz nie miała ona aż tak poważnych konsekwencji, co nasz ekonomista przyznawał w roku 1926, a poza tym była to sytuacja szczególna.
Jest jeszcze więcej dowodów na dążenie Grabskiego do gospodarczej samodzielności odradzającego się państwa. Zadziwiające, że tak wiele problemów II RP jest aktualnych również i dziś. Wydaje się jednak, iż brakuje pewnych działań, które pozwalałyby na utrzymanie gospodarczej, a w konsekwencji politycznej suwerenności dzisiejszej Polski. Nie mówię tu o protekcjonizmie, ani o monopolizacji niektórych segmentów gospodarki, ale o tym, co dzisiaj szczególnie zagraża naszej ekonomii. Chodzi o nadmierne zadłużenie państwa, które przybrało monstrualne rozmiary. Z nauki premiera możemy wyciągnąć wniosek, że w przyszłości, gdy zgłoszą się wierzyciele, odbije się to na naszych interesach. Kulisy wprowadzania tzw. „paktu fiskalnego” zdają się wskazywać, że ten okres zbliża się nieuchronnie, a w innych krajach, takich jak Grecja albo Cypr, już nastąpił. Podobnie rzecz ma się odnośnie wprowadzenia wspólnej waluty, która jak wiele innych, jest systematycznie dodrukowywana w celu pokrycia nad wyraz rozdmuchanych budżetów ustalanych przez klasy polityczne państw strefy euro. Mimo, iż niektóre - przytoczone i nie wspomniane - pomysły ministra wydają się nie przystawać do czasów dzisiejszych, to warto zwrócić uwagę, że w niektórych kwestiach dzisiejsi ekonomiści, którzy doradzają wielu rządom powinni wziąć pod uwagę korzyści polityczno-gospodarcze, jakie niosły za sobą wartości, takie jak niezależność i samodzielność, o których mówił i pisał Władysław Grabski.
Krzysztof Rudzki
Krzysztof Rudzki – absolwent historii i archiwistyki Uniwersytetu Szczecińskiego i UAM w Poznaniu. Rzecznik prasowy zachodniopomorskiego oddziału stowarzyszenia Endecja. Społecznik.