Nowe oblicze Sił Zbrojnych RP – programy zbrojeniowe dla wojska
Napisał Paweł KurtykaGeopolityczne starcie Rosji i Ukrainy, a szerzej Rosji i NATO, to paradygmat, przez który w ostatnich miesiącach polscy wojskowi zaczęli postrzegać rolę Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej. Rosja odbudowująca od początku rządów Władimira Putina swój imperialny status, wywołując konflikt na Ukrainie wymusiła zrozumienie podstawowych interesów i celów Sił Zbrojnych RP: obrony terytorium kraju przed agresją, która – w świetle dzisiejszych analiz – przyjść może tylko ze wschodu.
Rosyjska agresja na Ukrainę postawiła ponownie pytanie: do czego Polska potrzebuje sił zbrojnych? W okresie poprzedzającym ukraińskie wydarzenia wielu polityków wyrażało opinię, że w dzisiejszej rzeczywistości armia ma przed sobą przede wszystkim zadania ekspedycyjne. Twierdzenie Francisa Fukuyamy o końcu historii zagościło w umysłach strategów, doprowadzając do przyjęcia nierzadko nietrafionych wytycznych rozwoju sił zbrojnych. Dziś za te decyzje ponosimy konsekwencje. Czy jednak rzeczywiście wyciągnęliśmy lekcję? Czy zmieniliśmy podejście do rozwoju sił zbrojnych na tyle, byśmy mogli z czystym sumieniem powiedzieć, że dokonujemy właściwych zakupów w ramach ofert, które są dobrze osadzone w realiach rynkowych i technologicznych?
12 marca 1999 r. Rzeczpospolita Polska przystąpiła do NATO. Miało to wpływ na doktrynę obronną RP. Z chwilą wejścia w skład NATO zaczęła obowiązywać strategia, w myśl której zadaniem sił zbrojnych zaatakowanego państwa jest utrzymanie przewagi w pierwszej fazie konfliktu, po to by w fazach dalszych prowadzić działania wspólnie z sojusznikami. By to osiągnąć, niezbędne jest utrzymanie strategicznej przewagi w powietrzu. Nie dziwi więc fakt, że pierwszym zakupem Wojska Polskiego na dużą skalę był samolot wielozadaniowy.
Pierwszy krok – Jastrząb
Ta myśl legła u podstaw zakupu 48 sztuk samolotu F-16 C/D Block 52+. Liczba samolotów miała początkowo wynosić 60 sztuk, jednak w 2001 roku rząd Niemiec złożył Polsce ofertę nieodpłatnego przekazania wycofywanych ze służby 23 samolotów MIG-29, co wpłynęło na ograniczenie zapotrzebowania ilościowego. Do przetargu, który wygrał F-16, stanął ponadto wielozadaniowy Dessault Mirage 2000-5 oraz koncern Saab/BAE z samolotem Gripen.
Nie ulega wątpliwości, F-16 to samolot dobry i sprawdzony w warunkach bojowych. W porównaniu z konkurentami umożliwia przenoszenie większej liczby środków bojowych, ma największe możliwości wykrywania i śledzenia wielu celów naziemnych. Jego słabością jest fakt, że był on projektowany do nieco innych realiów pola walki niż te, które według dużego prawdopodobieństwa czekają go w Polsce. Wymaga solidnego zaplecza, czystego pasa startowego i częstego serwisu. Zakładając prawdopodobny scenariusz konfliktu zbrojnego, którego stroną będzie Polska jako państwo broniące się, bazy polskich F-16 staną się jednymi z pierwszych celów ataku. Strategie zakładające poderwanie maszyn, zanim zostaną zniszczone ich bazy, wydają się obarczone dużym ryzykiem. W chwili obecnej Polska nie posiada posiada programów antyrakietowych mogących skutecznie obronić strategiczne lotniska. Są one w trakcie pozyskiwania („Wisła”, „Narew”). Maszyn F-16 jest również zbyt mało, by zapewnić siłę mogącą zdobyć przewagę w powietrzu i dokonywać uderzeń na terytorium wroga. Według różnych obliczeń, by stało się to realne, Siły Powietrzne powinny dysponować potencjałem nie mniejszym niż około 100 F-16.
Uzupełnieniem do zakupu myśliwców F-16 jest dokonany w ostatnim czasie zakup 40 pocisków powietrze-ziemia AGM-158 JASSM, dopełniających posiadane przez Polskę uzbrojenie Jastrzębi. Rakiety te służą do niszczenia szczególnie istotnych strategicznie celów naziemnych na obszarach spoza zasięgu obrony przeciwlotniczej przeciwnika. Można rozważać, czy lepszym wyborem nie byłyby myśliwce Gripen, zdolne do korzystania ze znacznie gorszych i krótszych pasów do lądowania, w tym dróg, niewymagające tak dużego zaplecza technicznego. Gripen oferował również nieco lepsze warunki offsetu, który zastosowany przy transakcji F-16, a ostatnio podsumowany, nie obył się bez kontrowersji i oskarżeń o niedopełnienie warunków przez stronę amerykańską.
W tle zakupów samolotów wielozadaniowych pozostają najnowsze doniesienia z MON odnośnie planów zakupu myśliwców V generacji F-35 Lightning II. W chwili obecnej deklaracje te można traktować z przymrużeniem oka, gdyż nie zostały ujęte w oficjalne plany finansowania, a decyzja o zakupie nie została podjęta. Zakup 64 tych maszyn byłby największą inwestycją w historii polskich sił zbrojnych, na kwotę 100 milionów USD za sztukę (bez pakietu logistycznego podwajającego koszta). Trzeba jednak jasno powiedzieć, że jeśli Polska chce skutecznie użyć swoich samolotów w razie wystąpienia konfliktu zbrojnego, to w chwili obecnej ma ich za mało. Dlatego rozważania nad zakupem nowych maszyn są potrzebne.
Największy sukces polonizacji
Drugim zakupem polskiego wojska, który należy uznać tym razem za niezwykle udany, był transporter opancerzony Rosomak. Przetarg ogłoszono w 2001 r. W jego wyniku podpisano umowę na dostawę 690 sztuk transportera w różnych wariantach, w tym w wersji bojowej z wieżą Hitfist 30. Ostatnio uzbrojenie transportera było modyfikowane i w chwili obecnej wdrażane są rozwiązania umożliwiające odpalanie pocisków przeciwpancernych Spike (tzw. Rosomak 2).
Pojazd produkowany jest na fińskiej licencji firmy Patria w zakładach w Siemianowicach Śląskich jako zmodyfikowana wersja transportera AMV. Rosomak doczekał się ostatnio zagranicznego sukcesu sprzedażowego na Słowację w liczbie 30 sztuk. Zalety konstrukcji Rosomaka były wielokrotnie podkreślane, został on również sprawdzony w boju w Afganistanie, co przyniosło jego specjalnie zmodyfikowaną wersję M1M, wzbogaconą m.in. o dodatkowe opancerzenie. Warto jednak zaznaczyć, że zalety KTO Rosomak nie kończą się na jego roli jako transportera. Konstrukcja posiada potencjał tworzenia nowych rodzajów broni. Podwozie Rosomaka wyposażono w opracowaną przez Hutę Stalowa Wola wieżę, tworząc moździerz „Rak”. Może również służyć jako podwozie dla wozu wsparcia ogniowego w ramach wariantu kooperacji z wieżą Cockerill XC-8 105HP (działo kal. 105 mm), w wariancie znanym jako „Wilk”. Projekty tego rodzaju są w stanie zrewolucjonizować działania wojsk lądowych, gdyż mobilność transportera połączona zostaje z siłą ognia czołgu.
W chwili obecnej zakłady w Siemianowicach zagwarantowały sobie kontrakt przedłużający produkcję Rosomaków o kolejne 307 sztuk, które zostaną dostarczone wojsku do roku 2019. Rosomak, ze względu na wprowadzone przez Polskę modyfikacje, w tym momencie różni się od pojazdu bazowego, można więc mówić o konstrukcji hybrydowej, zespalającej rozwiązania rodzime i pozyskane z zewnątrz.
Omawiając Rosomaka nie można zapominać o programie „Borsuk”, którego celem jest opracowanie następcy bojowego wozu piechoty – konstrukcji jeszcze z czasów Układu Warszawskiego. Projekt ten jest w chwili obecnej w fazie opracowywania koncepcji. Jedną z propozycji jest podwozie CV-90 koncernu BAE-Systems, które miałoby zostać uzupełnione o polską wieżę i pozostałe komponenty produkcji krajowej. Podwozie pozwala na opracowanie platformy dla całej rodziny wyspecjalizowanych pojazdów. Cały proces produkcyjny miałby odbywać się w Polsce, której zostałyby również przekazane kody źródłowe. Kontrowersyjne przy tym projekcie okazują się wymagania MON, które łączą wymóg pływalności pojazdu z wysoką przeżywalnością konstrukcji i grubością pancerza. Stwarza to konieczność wyszukania kompromisowych rozwiązań, które ograniczą inne właściwości pojazdu – wyposażenie oraz dodatkowe opancerzenie. Wymóg pływalności jest również dyskusyjny ze względu na fakt, iż umiejętności tej nie będą posiadały inne pojazdy – czołgi i artyleria. Państwa NATO przeważnie rezygnują z wymogu pływalności przypadku tego rodzaju pojazdów, charakterystycznej dla wymagań stawianych pojazdom za czasów Układu Warszawskiego, na rzecz dodatkowego opancerzenia i wyposażenia. Alternatywą do oferty zagranicznej jest opracowanie rodzimego podwozia i, co za tym idzie, całej technologii pojazdu. Wybór tego rozwiązania wydłużyłby jednak znacznie czas wejścia „Borsuka” na uzbrojenie WP.
Nowoczesna artyleria?
Z konstrukcji, które okazały się porażką polityki zamówień dla wojska, z całą pewnością należy wymienić haubice 155 mm „Krab”. Brytyjskie działo AS-90 kal. 155 mm, produkowane na licencji na terenie Polski, miało opierać się o autorskie podwozie produkowane przez zakład Bumar-Łabędy. Jednak błędy konstrukcyjne sprawiły, że w podwoziach pojawiały się mikropęknięcia. Konstrukcja do dziś nie została wdrożona (poza ośmioma sztukami będącymi na wyposażeniu wojska). Ostatnie modyfikacje programu zakładają zakup podwozia firmy Samsung-Techwin na licencji południowokoreańskiej, które ma być produkowane w hucie Stalowa Wola, a nie jak wcześniej w zakładzie Bumar-Łabędy. Kontraktu ma dopełnić transfer technologii. Decyzja z grudnia 2014 r. zakończy najprawdopodobniej opóźnienia programu „Krab”, który mimo wdrażania od 15 lat, nie przyniósł WP niezbędnych wzmocnień sprzętowych w zakresie artylerii spełniającej wymagania nowoczesnego pola walki.
Kolejnym wartym wzmianki projektem jest program artylerii rakietowej „Homar”, rozwijający doświadczenia z programu rakietowego „Langusta”. Jego liderem są zakłady Huty Stalowa Wola. Pierwsze dostawy zaplanowano na 2018 r., a program uległ przyspieszeniu ze względu na kryzys na Ukrainie. Pod uwagę brane są najnowocześniejsze rozwiązania w zakresie pocisków. Jedną z opcji jest produkowany przez Lockheed Martin M57 ATACMS (Army Tactical Missile System) T2K o zasięgu 300 km, inną opcją jest oferta Boeinga – pocisk GLSDB o mniejszym zasięgu – 150 km, ale umożliwiający rażenie celów w promieniu 360 stopni wokół wyrzutni, bez potrzeby jej przestawiania. Te przykładowe pociski kierowane są precyzyjnie.
Pancerna pięść
W zakresie czołgów podstawowych Polska korzysta z postsowieckiej konstrukcji znanej jako PT-91 Twardy. Jest to czołg zbudowany na podwoziu T-72M1 z ulepszonym pancerzem i systemem kierowania ognia, co czyni go czołgiem na granicy II i III generacji. Konstrukcję należy zaliczyć do udanych, była m. in. jednym z niewielu polskich sukcesów eksportowych w latach 90. Czołgi Twardy sprzedano do Malezji w ilości 48 sztuk. Wojsko polskie użytkuje 232 sztuki czołgu Twardy, dostawy modernizowanych pojazdów zakończyły się w 2003 roku. W realiach dzisiejszego pola walki konstrukcja ta jest już jednak przestarzała.
Największym zakupem w zakresie broni pancernej było niewątpliwie pozyskanie z Niemiec egzemplarzy czołgu Leopard 2. Konstrukcja ta to czołg III generacji, powstała w latach 70. ubiegłego stulecia i była poddawana od tego czasu licznym modyfikacjom. Najnowszą użytkowaną wersją czołgu jest 2A6, wyposażony w 120 mm armatę o zwiększonej przebijalności pancerza (do 810 mm z 2 km). W 2010 r. zaprezentowano wersję L2A7. Polska użytkuje w obecnym momencie 105 czołgów w wersji L2A5 i 142 sztuki w wersji L2A4.
Cały czas aktualnym tematem pozostaje modernizacja pozyskanych czołgów do standardu 2PL. Prawdopodobnym miejscem jej przeprowadzenia będą zakłady Bumar-Łabędy, które na ten moment nie posiadają jednak zdolności technicznej do jej przeprowadzenia. W ostatnich miesiącach opinię publiczną niepokoiły informacje o możliwości przeprowadzenia modernizacji z pominięciem potencjału krajowych zakładów lub powierzenia tego zadania PGZ.
Kontrowersyjna okazuje się być również kwestia amunicji wykorzystywanej w Leopardach, opracowanej przez polskie zakłady Mesko. Dane techniczne pocisku są objęte klauzulą tajności, nie można zatem zweryfikować, czy informacje o słabej przebijalności pocisku to efekt przepychanek pomiędzy polskim a niemieckimi producentami amunicji dla Leopardów, czy też wiarygodne analizy, które mogłyby napawać niepokojem.
Optymizmem napawają projekty przyszłości. Mowa tu zwłaszcza o lekkim czołgu PL-01 Concept. Otrzyma on najprawdopodobniej nazwę „Gepard”. Prototyp pojazdu został zaprezentowany we wrześniu 2013 roku na targach przemysłu obronnego w Kielcach przez firmę OBRUM. Konstrukcja ma futurystyczny wygląd i jest w fazie rozwojowej. Wieża bezzałogowa ma być zaopatrzona w działo kal. 120 mm. Ponadto czołg ma posiadać aktywny system obrony niszczący nadlatujące przeciwpancerne pociski. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, nasycanie WP tego rodzaju czołgami w ilości 300 sztuk zakończy się do 2022 r. „Gepard” zastąpi obecnie używany przez wojsko czołg T-72.
Trzy kroki milowe polskiej armii:
1. Caracal – mocny, ale przepłacony.
Z całą pewnością najciekawsze przed nami. W zakresie nadchodzących zakupów należy wymienić trzy kluczowe przetargi na śmigłowiec wielozadaniowy (uniwersalny), system obrony przeciwrakietowej średniego zasięgu oraz okręt podwodny.
Program zakupu śmigłowców wielozadaniowych dla polskich sił zbrojnych zakłada pozyskanie jednej maszyny do wykonywania uniwersalnych misji na linii frontu. Są to zadania począwszy od transportu drużyny piechoty (stąd wymóg zabrania na pokład grupy minimum 12 żołnierzy), na wsparciu oddziałów w walce skończywszy. Wybierano spośród trzech ofert: francuskiej – koncernu Airbus (Caracal), amerykańskiej – koncernu Sikorsky (Black Hawk, zakłady PZL Mielec) oraz włosko-brytyjskiej – koncernu Augusta Westerland (AW 149, zakłady PZL Świdnik). Zarówno śmigłowiec AW-149 jak i Black Hawk są produkowane na terenie Polski. Pomimo tego faktu rząd Ewy Kopacz zadecydował o wyborze oferty francuskiej. Decyzja została powszechnie uznana za kontrowersyjną.
Konstrukcja, na której bazuje śmigłowiec Caracal, sięga lat 70. Francja, kraj produkujący, zamówiła ich dotychczas zaledwie 15. W porównaniu z popularnością śmigłowca Black Hawk, użytkowanego na całym świecie w ilości 4 tys. sztuk, to rzeczywiście niewiele. Ponadto Francuzom udało się sprzedać ten rodzaj śmigłowców jedynie do kilku krajów: Brazylii, Indonezji, Kazachstanu, Malezji, Meksyku i Tajlandii. Pierwszy śmigłowiec Caracal ma zostać dostarczony Polsce w 2017 r., a pierwszy zmontowany na terytorium naszego kraju w 2018 r. Montownia gwarantować będzie tylko 2% udziału polskiego przemysłu w produkcji śmigłowca przeznaczonego dla Sił Powietrznych RP. Wybór Airbusa jako dostawcy śmigłowców pozostaje również w cieniu oskarżeń o ustawienie przetargu pod jednego konkretnego oferenta. Zakłady PZL Świdnik, po ujawnieniu zwycięzcy postępowania, złożyły w Sądzie Okręgowym w Warszawie wniosek o zakończenie postępowania bez wyłonienia oferty ze względu na nieprawidłowości w przeprowadzaniu wyboru oferenta. Kwestie te są objęte klauzulą tajności, dlatego ich analiza jest w tym miejscu niemożliwa. Kontrowersyjna jest również niezwykle wysoka cena śmigłowców.
Informacje na temat zwycięstwa Airbusa pozostają w cieniu zakusów tego koncernu na zakup Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Nieoficjalnie mówi się, że ceną mógłby być udział RP jako akcjonariusza koncernu Airbus w wysokości 2% udziałów. Jest to mała liczba akcji, niegwarantująca wpływu na koncern. W zamian za to Polska pozbyłaby się niezależnego krajowego potencjału przemysłowego, a Airbus nie musiałby się obawiać wzrostu konkurencji na rynku europejskim.
Zgodnie z argumentacją MON śmigłowiec Caracal został wybrany ze względu na wielkość i moc maszyny oraz na możliwość dostarczenia śmigłowców w terminie do 2017 r.
Poza programem na śmigłowiec wielozadaniowy SZ RP planują, w ramach programu „Kruk”, pozyskać również śmigłowiec uderzeniowy (zastąpienie Mi-24). Jednym z oferentów będzie koncern Boeing ze śmigłowcem AH-64E Apache Guardian. Innym amerykańskim pretendentem będzie zapewne maszyna wykorzystywana przez amerykańskich Marines: Bell AH-1Z Viper. Europę w przetargu reprezentować będzie produkt Airbus Helicopters ze śmigłowcem Tiger i turecki T-129 ATAK, będący rozwinięciem włoskiego AW129. Przetarg ten pozostaje w medialnym cieniu przetargu na śmigłowiec wielozadaniowy, a jego ogłoszenie planowane jest na wrzesień 2015 r.
2 a. Patriot – wielki sukces czy wielka porażka?
Kolejnym z przetargów, niezwykle istotnych dla bezpieczeństwa Rzeczypospolitej, jest postępowanie na system obrony przeciwrakietowej. W jego skład wchodzą dwa programy – „Wisła” oraz „Narew”. Ten pierwszy jest przeznaczony dla rakiet średniego zasięgu, drugi dla rakiet krótkiego zasięgu. „Wisła”, jak ostatnio zostało ogłoszone, będzie wyposażona w baterie rakiet Patriot. Koszt programu wyniesie minimum około 16 mld zł.
Również i tu pojawiają się kontrowersje. Tym razem są one w pierwszym rzędzie związane z finansowaniem programu Patriot przez USA. Koncern Raytheon od lat unowocześnia rakiety. Te, które zakupi Polska, mają zostać unowocześnione do standardu Patriot-Pol lub do standardu takiego samego jak ten, który wdrożony będzie w US Army. Niestety nikt nie wie, co to dokładnie oznacza. Niebagatelny wpływ mają na to cięcia w budżecie Pentagonu w ramach Budget Control Act. Amerykanie poddali również analizie przyszłość Patriota. Mówi się o możliwości połączenia rozwiązań obecnie stosowanych w tym systemie z rozwiązaniami proponowanymi przez koncern MEADS, z którego USA się wycofały. W tym momencie finansowanie programu Patriot zostało po części wstrzymane, gdyż nie zapadły decyzje co do kierunków jego rozwoju.
Do 2025 Polska ma pozyskać osiem baterii systemu Wisła, z tym że trzy pierwsze mają zostać dostarczone do 3 lat od momentu podpisania umowy, umożliwiając uzyskanie tymczasowej zdolności w zakresie obrony p-rakietowej i p-lotniczej. Być może zostanie wprowadzone rozwiązanie tymczasowe w postaci stacjonowania aktualnie użytkowanych przez US Army baterii, które później zostałyby zastąpione modelem docelowym. Podobne rozwiązanie zostało ostatnio zastosowane w Turcji, która przy okazji wyboru swojego systemu poprosiła NATO o dostarczenie ochrony do czasu jego wdrożenia. W tym momencie na jej terenie stacjonują sojusznicze baterie Patriot.
Warto zaznaczyć, że dokonywany właśnie wybór jest niezwykle dalekosiężny. Eksploatacja systemu może sięgnąć nawet roku 2050. Co istotne, Niemcy, państwo ramowe NATO w zakresie obrony przeciwrakietowej, wskazały zestaw MEADS, konkurencję Patriota, jako rozwiązanie, które chcą implementować u siebie. W tym samym czasie modernizują obecnie używane baterie Patriot do najnowszych standardów. To wzmacnia pytania o argumenty, jakie stały za wyborem rządu RP.
Całość i celowość zakupu właśnie zestawów Patriot nieco naświetlają wypowiedzi dowódców, m.in. Szefa Sztabu Generalnego gen. Mieczysława Gocuła. Wspominał on ostatnio o zamiarach strony polskiej, integracji baterii Patriot z systemem Aegis dla tarczy antyrakietowej instalowanej w Redzikowie. To rzeczywiście mogłoby stworzyć nową jakość polskiej obrony antyrakietowej i wyjaśnić powoływanie się „na inne korzyści polityczne” podczas tłumaczeń o powód wyboru oferty koncernu Raytheon. Jednak problemem mogą okazać się tutaj sami Amerykanie, którzy odcinają się od używania instalacji Aegis do obrony tylko i wyłącznie polskiego terytorium i to przed rakietami wystrzelonymi z Rosji. Stoi to bowiem w sprzeczności z deklaracjami w zakresie tarczy antyrakietowej, mającej służyć obronie przed pociskami z Bliskiego Wschodu, ale jest, można rzec, logiczną koniecznością.
Analiza tych zamiarów w szczególności w świetle wiedeńskiego porozumienia nuklearnego z Iranem, osiągniętego przy wsparciu Rosji, może oznaczać fiasko tej koncepcji. Polskie programy antyrakietowe mogły być ceną, za którą Władimir Putin wsparł niekorzystne dla siebie układy pomiędzy USA i Teheranem. W alternatywie podczas przetargu pozostawał izraelsko-francusko-niemiecki produkt MEADS oraz francuski SAMP/T. Dużo nowszy i lepszy, ale też droższy MEADS gwarantował Polsce udział w rozwoju projektu i transfer technologii. Tych walorów na ten moment nie ma oferta Amerykanów. Pojawiają się nawet pytania odnośnie możliwości serwisowania Patriotów na terenie RP. W kwestii systemu MEADS nie ma obaw o przyszłość rozwojową, jest on jednak niedokończony (w tym momencie ukończony w 90%). System ten był również bardziej perspektywiczny ze względu na możliwość sieciowania rakiet dalekiego zasięgu z rakietami krótkiego zasięgu. Tej możliwości być może nie będą miały systemy „Wisła” i „Narew” w obecnej sytuacji, co sprawia, że pojawiają się pytania o ich kompatybilność. MEADS wyposażony został ponadto w radar gwarantujący obserwację i przechwytywanie celów w polu 360 stopni. Radar Patriota w tym momencie takich zdolności nie posiada, a analizy ekspertów w tej sprawie nie napawają optymizmem, nic bowiem nie wskazuje, by miał taką zdolność nabyć.
Podsumowując, w chwili obecnej nie do końca jesteśmy w stanie określić, jakie rakiety Polska kupuje i czy system Patriot jest rozwiązaniem przyszłościowym. Polska podjęła decyzję i zadeklarowała chęć zakupu rozwiązań i technologii, które w tym momencie nie istnieją. Może to oznaczać, że zakupimy albo niezwykle nowoczesny system, który można skorelować z rakietami systemu Aegis, albo technologicznego trupa, który najlepszą fazę rozwoju ma już za sobą.
2 b. Żelazna Kopuła nad Polską?
Program „Narew” dotyczy, jak wspomniano, rakiet krótkiego zasięgu. Zakłada się wprowadzenie na uzbrojenie 9 baterii do roku 2022. Docelowo ich liczba powinna sięgnąć 19, co może kosztować około 11 mld złotych. Startuje w nim dziewięć podmiotów. Wymagania techniczne, jakie MON postawi przed oferentami, nie są jeszcze znane. Jednym z biorących udział podmiotów jest izraelski koncern Rafael. Oferuje on m.in. baterie systemu Iron Dome, który sprawdził się w czasie walk w Strefie Gazy i Libanie. Do tej pory Żelazna Kopuła ma na koncie ponad 1700 skutecznych przechwyceń, ze skutecznością ocenianą przez izraelskie siły powietrze na poziomie 90%. Koszty systemu są stosunkowo niskie. W walkę z międzynarodowymi gigantami ma zamiar włączyć się PGZ, które ma nadzieję na bycie liderem w programie modernizacyjnym oraz pozyskać technologie dla polskiego przemysłu. Być może współpracownikiem PGZ będzie system MEADS, wykluczony wcześniej z przetargu na rakiety średniego zasięgu. Inne podmioty biorące udział to: IAI Systems Missiles And Space Group Israel Aerospace Industries Ltd, Kongsberg Defence & Aerospace AS, Thales Polska Sp. z o.o. i Aselsan.
3. „Orka” – na szczęście z pociskiem manewrującym.
Również ostatni z trzech kluczowych programów budzi obawy. Mowa tu o planach zakupu trzech okrętów podwodnych pod kryptonimem „Orka” do 2022 roku. Do przetargu stanęli m.in. Francuzi z okrętem Scorpene, Niemcy i Szwedzi z okrętem A-026. Należy mocno pochwalić poselską Komisję Obrony Sejmu RP, która zmodyfikowała plany zakupowe MON nakazując, by „Orki” były wyposażone w rakiety manewrujące. Przewidywany zasięg rakiet to 800 km. Jedną z alternatyw pocisku manewrującego jest słynna rakieta Tomahawk. Całość projektu stoi pod znakiem zapytania ze względu na koszty wszystkich trzech programów. Program rakietowy i helikopterowy z całą pewnością zostaną zrealizowane. Program „Orka” może zostać zawieszony lub znacznie opóźniony ze względu na wyczerpanie możliwości finansowych. Może o tym świadczyć odpowiedź udzielona ostatnio na interpelację poselską posła Marka Opioły (PiS) w sprawie realizacji programu pozyskania okrętów podwodnych i losu aktualnie użytkowanych przez marynarkę okrętów typu Kobben. Tym ostatnim zostanie przedłużony okres użytkowania, co być może oznacza opóźnienia w zakresie pozyskania nowych jednostek.
Tekst, ze względu na ograniczenia objętościowe, może stanowić jedynie próbę ukazania najważniejszej części zagadnień związanych z programami modernizacyjnymi dla WP. Bardzo pobieżnie omówione zostały programy budowy okrętów. Zabrakło miejsca na analizę słynnego projektu korwety „Gawron”. Z całą pewnością należałoby również wspomnieć o jednostkach obrony wybrzeża „Czapla” i „Miecznik”, będących największymi zamówieniami MON w zakresie budowy okrętów w historii III RP.
Program modernizacji Polskich Sił Zbrojnych rozpoczęty po wejściu Polski do NATO to krok w dobrą stronę. Modernizacja obejmuje wiele rodzajów broni. W krótkim tekście opisano tylko najważniejsze „wielkogabarytowe” programy, nie pochylając się nad istotnymi, ale mniejszymi, takimi jak np. system wyposażenia żołnierza przyszłości „Tytan”.
Siły zbrojne są unowocześniane poprzez zakupy nowszego, lepszego sprzętu, a zdobyte na misjach doświadczenie procentuje w postaci rozwoju zdolności bojowych SZ RP. Warto jednak zawsze stawiać pytania: czy nie dało się czegoś zrobić lepiej, czy nie dało się pozyskać bardziej adekwatnego do naszych warunków uzbrojenia, czy nie można było dokonać zakupu za bardziej konkurencyjną cenę oraz czy udział polskiego przemysłu w produkcji nie mógł być większy. Na tym polu można wskazać szereg zaniedbań i niedopatrzeń ze strony MON oraz polskich firm branży zbrojeniowej. Mimo tego całość należy ocenić pozytywnie. Pamiętać jednak należy, że programy te niejednokrotnie są realizowanie zbyt późno, a cały czas pojawiają się obawy o możliwości ich sfinansowania przez państwo polskie. Również ilość kupowanego sprzętu, jak wskazano na przykładzie myśliwców F-16, może okazać się niewystarczająca, by skutecznie zabezpieczyć terytorium kraju zgodnie ze strategią NATO – w pierwszej fazie konfliktu.
Dlatego cieszą decyzje sejmu o zwiększeniu finansowania wydatków na cele wojskowe do 2% PKB oraz zapowiedzi przedstawicieli opozycji (PiS) o docelowych planach stopniowego podniesienia tej kwoty nawet do 2,5% PKB. Jeśli decydenci dołożą starań, by większość pieniędzy trafiała do krajowych przedsiębiorstw, Polska jest w stanie, za pomocą skonsolidowanej Polskiej Grupy Zbrojeniowej (PGZ), podnieść zdolność krajowego przemysłu obronnego do poziomu liczącego się w Europie podmiotu, realizującego ważne zakupy sprzętowe, w rzeczywistości, w której większość państw kontynentu odnotowuje stagnację w zakresie rozwoju programów zbrojeniowych.
Paweł Kurtyka
Paweł Kurtyka - Honorowy prezes stowarzyszenia Studenci dla Rzeczypospolitej.