"Kontrrewolucja" Trumpa - amerykańskie wybory 2016
Napisał Piotr Zych - zastępca redaktora naczelnegoZazwyczaj kiedy komentuje się prezydenckie wybory w Stanach Zjednoczonych uwaga skupiona jest na różnicach w wystąpieniach rywali i ich obozów politycznych. To nie tylko nadwiślański, ale światowy styl ukazywania walki politycznej w USA. Tymczasem w Stanach Zjednoczonych doszło do głębokich zmian we wszystkich dziedzinach życia. Ameryka czasów Trumana czy Eisenhowera, a Ameryka Obamy pod wieloma względami istotnie się różni. Polityka obrony wolności i praw obywatelskich przeistoczyła się w politykę promocji stref wolnego handlu i GLTB, promocji tzw. społeczeństwa otwartego, skierowanego przeciw tradycyjnej rodzinie i wolności słowa. Rozbijanie rodziny oraz państwa narodowego stało się drugim celem polityki administracji prezydenta Obamy w wymiarze wewnętrznym i zewnętrznym. Jak zatem Stany Zjednoczone Ameryki przeszły od wilsonowskich postulatów o samostanowieniu nardów do narzucania światu polityki antywartości?
Początek imperium, upadek republiki
Prezydenci Carter i Reagan w czasach swoich rządów reprezentowali i uosabiali odmienne spojrzenia na Amerykę i Amerykanów. Obu prezydentów wiele dzieliło, podobnie jak ich obozy polityczne. Partia Republikańska tradycyjnie popierała wielkich spekulantów z Wall Street i oligarchów biznesowych, zwłaszcza związanych z tzw. kompleksem przemysłowo-militarnym, jednocześnie nie zapominając o klasie średniej, szczególnie tej lepiej sytuowanej. Musiała w swojej polityce wewnętrznej, w swojej propagandzie, ale również w poszukiwaniu nowych rozwiązań ustrojowo-ekonomicznych, trzymać się granicy, której przekroczenie oznaczało porzucenie wartości republikańskich. Tego elektorat partii republikańskiej nie zaakceptowałby. Demokraci tradycyjnie reprezentowali plantatorów – farmerów z południa, rolników w centralnych stanach, robotników i potomków niewolników. Artykułowali interesy drobniejszej klasy średniej, tzw. budżetówki i klientów polityki socjalnej. Naturalnym zjawiskiem była stosunkowo niewielka różnica pomiędzy postawami demokratów i republikanów reprezentującymi centrum swoich partii. Jedną z osi amerykańskich sporów był stosunek do praw podmiotowych Amerykanów, do pojmowania wolności, niezbywalności praw publicznych i osobistych. Przejawem walki o „właściwy” amerykański sposób pojmowania,jaki powinien być amerykański styl życia wyrażały m. in. filmy Clinta Eastwooda z lat siedemdziesiątych XX w. „Brudny Harry” wywołał wielki szoki konsternację u wielkomiejskiej demokratycznej widowni. Za tę produkcję Eastwood został skazany w świecie amerykańskiej sztuki na banicję, co przejawiało się w tym, że na swojego Oscara musiał czekać ponad dwadzieścia lat. Jeszcze większym szokiem, tym razem dla republikańskiej widowni było „Głębokie gardło”, film pornograficzny, udostępniony w normalnych sieciach kinowych. O ile twórczość Eastwooda w dużej mierze skupiała się na sprawach wolności, odpowiedzialności – działania amerykańskiego systemu, o tyle wielbiciele„Głębokiego gardła” na sztandarach wyeksponowali hedonizm – nieodpowiedzialność i poszukiwanie samego siebie, „ja” jako centrum wszechświata. Niemniej u jednych i u drugich można było wyłowić bez trudu wspólny mianownik cywilizacyjny Ameryki. Do dziś wielu z nas taką Amerykę tu w Polsce widzi. Jednak w epoce reaganowskiej,za sprawą zagranicznych interwencji wojskowych w Libii i na Grenadzie, siły polityczno-biznesowe dostrzegły nowe możliwości wpływania na politykę i takie działania biznesowe, które wymykają się kontroli Kongresu, a których afera IranContras jest najdobitniejszym przykładem. Udział amerykańskich sił zbrojnych w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych w wojnach Korei i Wietnamie odbywał się za zgodą Kongresu i wiodących sił wżyciu państwa i biznesu. Obie wojny były w pełni legalne i zgodne z amerykańskim prawem. Natomiast nieudany rajd komandosów uwięzionych w Teheranie na polecenie Jimmiego Cartera w celu odbicia amerykańskich dyplomatów, odsłonił nowe możliwości w systemie ustrojowym. Administracja jego następcy skwapliwie skorzystała z tych możliwości i wytyczyła nową ścieżkę na politycznej mapie USA.
Nowa siła w amerykańskiej polityce wewnętrznej
Największe wojskowe interwencje Stanów Zjednoczonych, do czasów ostatnich kampanii perskich prowadzonych przez Bushów, były wyrazem tego,czym jest polityka zagraniczna prowadzona przez światowe mocarstwo, strażnika pokoju, ale republikę. To ta republika w ramach własnego systemu politycznego redefiniowała interesy i do ich realizacji zapraszała sektor prywatny. Jednak w przypadku wojen perskich ich rzeczywisty powód był ukryty za sprawą wykorzystania nadążającej się okazji, jaką okazał się atak Bin Ladena. Powszechny strach i gniew stały się wygodnym parawanem do takiego, a nie innego wyboru reakcji na atak z11 września 2001 roku. Od wydarzeń wojny koreańskiej do czasów Obamy, ekonomiczna polityka USA doprowadziła do stworzenia polityki wielkich obszarów. Tym samym amerykańskie interesy ekonomiczne ulokowane poza własnym terytorium w coraz większym stopniu zaczęły pochłaniać większą część uwagi i zasobów kolejnych rządzących administracji. W ciągu niespełna dwóch,trzech lat w cieniu interwencji (dyplomatycznych i zbrojnych)można było zarobić setki milionów dolarów. Jednak prawa republiki w znacznym stopniu ograniczają swobodę działania prezydenta i jego zaplecza. W dużym stopniu przyczyniają się do powstrzymywania działań jakie są niezbędne z perspektywy międzynarodowych interesów imperium, ale już niekoniecznie uwzględniające racje republiki. Relacja pomiędzy interesami republiki a imperium w polityce wewnętrznej USA przejawia się na wiele sposobów. Najbardziej jaskrawym przykładem jest doprowadzanie do sytuacji, w której obok eksportu kapitału, opłaca się eksportować miejsca pracy – przemysł. Taka polityka zyskała poparcie Białego Domu i bez względu na barwy polityczne stała się fundamentem rozwoju gospodarczego. Republika z każdym rokiem traci swoje miejsca pracy i rodzinne biznesy na rzecz pracy najemnej, zazwyczaj w usługach finansowych lub handlu. W ten sposób zwolennicy republiki powoli przechodzą na stronę imperium nie zdając sobie z tego sprawy, gdyż interesy ich pracodawców stają się w dużej mierze globalne – imperialne. Największym i najsilniejszym centrum polityczno-biznesowym jest Amerykańska Rezerwa Federalna popularnie zwana Amerykańskim Bankiem Centralnym, która artykułuje i realizuje interesy Wall Street – rynków finansowych – transgranicznych kapitałów. Otóż strategia rozwoju amerykańskiej ekonomii została oparta na rozwoju światowej wymiany handlowej, dla której krwiobiegiem są banki i spekulacje rynkowe. Przemył został wyeksportowany do Azji, zwłaszcza do Chin, Indii oraz Brazylii. Skutkiem eksportu kapitału, miejsc pracy i technologii, amerykańska klasa średnia uległa przeobrażeniu i pauperyzacji. W czasach Cartera i Reagana typowy przedstawiciel klasy średniej był zamożnym właścicielem biznesu. Menedżerowie i pracownicy sektora publicznego stali o klasę ekonomiczną niżej, a kierunek był od państwowej lub korporacyjnej posady do własnej firmy. Dziś klasa średnia jest relatywnie w stosunku do oligarchów biedniejsza, mniej liczna, ale przede wszystkim od oligarchów coraz bardziej zależna. Istotna część klasy średniej stanowią ludzie pracy najemnej, menedżerowie, zależni ekonomicznie nie tle od polityki rządu, co bezpośrednio od decyzji swoich top menedżerów. Z każdą kadencją republika zaczyna znikać, w miejsce jej wartości wlewa się coraz większa polaryzacja światopoglądowa i polityczna. W przestrzeni publicznej wskutek narastania terroru poprawności politycznej, współczesnej cenzury,pojawił się nowy naród wybrany – liberalno-demokratyczna klasa oświeconych pań, panów i osobopłci. Proces ten następuje wraz z zamykaniem kolejnych firm rodzinnych. Dziś status prywatnego przedsiębiorcy żyjącego z rynku, a nie kontraktów państwowych przestał być synonimem powodzenia, sukcesu. Kultura popularna, która od czasów II wojny światowej jest narzędziem kształtowania i urabiania amerykańskiej opinii publicznej, przeszła podobne przeobrażenia.
Współczesna kultura, a raczej branża – showbiznes, nieustannie dąży do przejęcia rządu dusz poprzez ukrytą lub natarczywą propagandę i cenzurę poprawności politycznej. Badania ujawniają,że wystarczyło 10 lat, aby zachowawcza amerykańska opinia publiczna, pozbawiona możliwości dostępu do miarodajnych informacji, nie potrafiła się przeciwstawić lansowaniu homoseksualizmu jako powszechnej normy współżycia, uznawaniu hedonizmu jako pewnego rodzaju wzorca życia społecznego. Amerykańska gospodarka przemysłowa systematycznie się zwija, pauperyzując coraz większe rzesze amerykańskich wyborców. Za prezydentury Obamy w Stanach Zjednoczonych pierwszy raz w historii tego kraju pojawiło się pokolenie, dla którego nie ma miejsca na pełnowartościowym rynku pracy, a ścieżki kariery dla niego otworzą się dopiero po przejściu na emeryturę obecnego powojennego wyżu demograficznego, a zatem w momencie kiedy na rynek pracy wejdą następne pokolenia.
Agonia czy kontrrewolucja?
Wybory prezydenckie w tym roku kolejny raz1 ujawniły z cała mocą, jak bardzo zmieniła się Ameryka i jej mieszkańcy. Liderzy obecnego ładu biznesowo-kulturowego, pochłonięci realizacją kolejnego etapu globalizacji i budową otwartego społeczeństwa zderzyli się, jak to sami określają,ze „starzejącymi się białymi mężczyznami, pełnymi lęku i uprzedzeń rasowych”. Te diagnozy po przegranych przez panią Clinton wyborach bardzo przypominają te znad Wisły (po nieudanych wyborach przez miejscowy obóz postępu i tolerancji). Ta histeryczna reakcja obozu „nowoczesności i rozumu”na „niewłaściwy” wybór, do jakiego doszło w wyniku „pomyłki” wyborczej wskazuje, że jednak dzieje się coś istotnego – mogącego zmienić obowiązujący porządek polityczno-biznesowy. Być może zmiany,jakie zaszły w ostatnich dwóch dekadach w sferze kultury i obyczaju nie są tak głębokie, aby niemożna było ich stosunkowo łatwo odrzucić. Jednak kiedy przyjrzymy się walce politycznej w obu głównych stronnictwach politycznych, okazuje się,że podział pomiędzy siłami imperium i republiki przebiega w poprzek największych sił politycznych USA. Ukradzione przez Hillary Clinton zwycięstwo Sandersa w obozie demokratów i wydarta republikanom nominacja prezydencka przez byłego demokratę Donalda Trumpa, mogą wskazywać, że zwolenników republiki znajdujemy w obu obozach politycznych. A zatem zwycięstwo Trumpa nie jest jednoznaczne ani jednolite politycznie w obozie Republikanów. Do pierwszych wystąpień prezydenta elekta nie było można mieć pewności, czy wygrała republika, czy tylko jej retoryka. Stanowisko Donalda Trumpa w sprawie nowych umów o wolnym handlu, a zwłaszcza stwierdzenie, że jego administracja odrzuca już podpisane z kilkunastoma partnerami azjatyckimi traktaty o wolnym handlu, nakazują przypuszczać, że wygrała republika. Wrogowie wyboru jakiego dokonali Amerykanie z całą mocą określają plan rewitalizacji polityki przemysłowej jako nacjonalistyczny i antyrozwojowy, choć przejawy takich działań można było zaobserwować w drugiej kadencji ustępującego prezydenta. Głosy te nie ucichły po zakończeniu kampanii wyborczej,wciąż są bardzo intensywne, wręcz agresywne do tego stopnia, że niektóre gwiazdy Hollywood chcą emigrować. Jest wiele pytań stawianych przed nowym prezydentem i największymi obozami politycznymi. Czy uda się utrzymać jedność w szeregach Demokratów i Republikanów? Czy celem oponentów prezydenta elekta będzie dążenie do usunięcia go z urzędu jeszcze przed upływem nowej kadencji, być może zanim ona się jeszcze zacznie,odpowiednio naciskając na głosy elektorskie? Czy też wielki biznes właśnie rozpoczął z Donaldem Trumpem twarde negocjacje mające na celu utrzymanie dotychczasowej polityki amerykańskiej? Nie wiemy, czy uda się zbudować nowy układ personalno-polityczny w administracji Trumpa zapewniający jedność Republikanów, czy ceną za nią nie okaże się kontrrewolucja Trumpa? Choć zagadką wydaje się być osoba samego prezydenta elekta, to jego cechy charakteru, temperament i nawyki, ostatecznie ukształtują decyzje w Białym Domu. Patrząc w dotychczasowe dokonania prezydenta elekta, jego obecność w mediach jeszcze jako osoby prywatnej,sposób w jaki realizował własne strategie biznesowe, nie napawa optymizmem. W pewnym sensie mamy do czynienia z kimś, kto bardzo przypomina polskiego Lecha Wałęsę. Połączenie arogancji z ignorancją oraz chciwości, chytrości z lękiem przed śmiesznością sugerują, że należy oczekiwać polityki chwiejnej i niepewnej. Dziś, na drugą kadencję obecnego prezydenta elekta nie postawiłbym ani jednej złotówki.
Prezydentura Trumpa jest dla Stanów Zjednoczonych momentem przełomowym w polityce wewnętrznej, jak i światowej. Jeżeli kontrrewolucja 45. prezydenta okaże się jedynie retoryczną, a faktycznie będzie realizowana polityka kontynuacji, to imperium umocni się kosztem republiki w stopniu „nieodwracalnym”. Dotyczy to również Europy,zwłaszcza Unii, jeżeli w jej wiodących krajach wybory nie doprowadzą do politycznej korekty. Oligarchizacja życia w świecie transatlantyckim stanie się faktem. Będziemy funkcjonować jak w republice rzymskiej, w której, jak dobrze wiemy, tylko bardzo nieliczni decydowali za wszystkich przy ich pełnym aplauzie i owacjach „niech żyje republika”.Natomiast jeżeli nowa administracja doprowadzi do uruchomienia zapowiedzianych programów odbudowy amerykańskiej polityki przemysłowej, a zarazem dalszy postęp globalizacji rynków zostanie spowolniony, być może pojawią się warunki do urealniania gospodarek transatlantyckich kosztem rynków finansowych, chroniąc nas w ten sposób przed wielką światową recesją.2 Jednak zasadniczy front walki pomiędzy republiką a imperium rozgrywa się w sferze świadomości – w świecie kultury. Zakładając pozytywny przebieg prezydentury Trumpa , zgodnie z jego zasadniczym programem,jeżeli nie uda się ograniczyć obecnego przekazu w branży rozrywkowej, cała kontrrewolucja będzie jedynie epizodem w pięknej agonii rzeczypospolitej.
1. Pierwszy raz zjawisko głosowania na antyestablishmentowego kandydata miało mijesce dwie kadencje temu. Wówczas wydawało się, że jednoznacznie wygrała republika.
2. Chodzi o ograniczenie swobody spekulacji i kreacji długu dla gry walutami i instrumentami pochodnymi.
Piotr Zych - zastępca redaktora naczelnego
Piotr Zych - Od 1979 r. w środowisku I LO Ruchu Młodej Polski. Założyciel Ruchu Harcerzy Polskich 1981, w latach 1985–89 współtwórca poznańskiego środowiska Młodzieży Wszechpolskiej, represjonowany w stanie wojennym, członek założyciel ZCHN, uczestnik wielu stowarzyszeń narodowodemokratycznych; publicysta miesięcznika „Polityka Polska”.