Islamskie wyzwanie
Napisane przez Maciej SzepietowskiKolejne zamachy terrorystyczne w Iraku, ekstremizm talibów w Afganistanie, podbita przez Al-Kaidę Somalia, mordy religijne na chrześcijańskiej ludności w sudańskim Darfurze, zamieszki uliczne w arabskich gettach we Francji, trwająca całe lata palestyńska in tifada. To tylko niektóre z wydarzeń, które w ostatnim roku na stale opanowały serwisy informacyjne, a kolejne dni przynoszą nam kolejne dowody drastyczne] kampanii islamskiego fundamentalizmu.
Tak naprawdę jednak wciąż zbyt mało wiemy na temat tego głośnego zjawiska, o jego źródłach religijnych, kulturowych i politycznych. O motywacji i wizji świata ludzi gotowych na podjecie działań terrorystycznych.
Tym co skupia uwagę opinii publicznej na islamie w kontekście terroryzmu jest niewątpliwie pojęcie świętej wojny, funkcjonującej W ramach tej religii praktycznie od samych jej początków. Pojęcie to zrodziło się jako akt o charakterze religijnym w VII wieku, kiedy Mahomet zorganizował szereg wypraw wojennych nastawionych na pozyskanie utraconej Mekki dla islamu. Według tradycji muzułmańskiej pierwsza bitwa została wygrana dzięki temu, ze Bóg wysłał swoich aniołów, którzy wsparli wojska islamskie. I tak zrodziło się przekonanie, że taka wyprawa wojenna staje się wojną W imię Allacha. Objawienie koraniczne niewątpliwie sankcjonuje świętą wojnę, jako działania wymierzone przeciwko niewiernym, których albo się nawracało albo ginęli.
W kontekście akceptacji dla zabijania „niewiernych" trudno mówić o podjęciu prób nawiązywania autentycznego dialogu z islamem. Jest on utrudniony z kilku względów. Po pierwsze historia relacji z islamem to w przeważającej części historia tragiczna: ekspansja islamu na tereny Syrii, Bizancjum, północną Afrykę, W końcu Hiszpanię i Francję oraz walki o Ziemię Świętą. Po drugie, dialog z islamem jest utrudniony, bo tak naprawdę nie ma jednego islamu - są różne jego odłamy pozbawione władzy centralnej (w tym salafizm - agresywna odmiana islamu sunnickiego, reprezentowana przez Osamę bin Ladena i jego zwolenników). Po trzecie wreszcie przedstawiciele współczesnych elit politycznych zsekularyzowanych, skoncentrowanych na oświeceniowych ideałach wypaczonej równości, tolerancji i pluralizmu są ostatnimi postaciami gotowymi podjąć rozmowę z wiernymi uczniami Allacha.
Tym co jest tak charakterystyczne dla współczesnego, budzącego grozę zachodnich Europejczyków islamu, który aspiruje do rangi kompletnego, uniwersalnego modelu cywilizacyjnego, w którym religia jest nadrzędnym, ale nie jedynym elementem, jest jego wyjątkowa dynamika rozwoju (głównie demograficznego, ekonomicznego), połączona z doskonaloną wciąż umiejętnością korzystania z dobrodziejstw nowoczesnych technologii, mediów i globalizacji, ułatwiającej prowadzenie zarówno propagandy jak i regularnych działań terrorystycznych.
Porównując świat islamu przełomu XIX i XX wieku, islamu silnie spenetrowanego ekonomicznie przez kraje Europy Zachodniej, objawiającego symptomy dekadencji i kulturowego schyłku z islamem dzisiejszym - młodym, rozkwitającym, pełnym pragnienia zdobywania nowych terenów dla Allacha, możemy dojść do niepokojących konstatacji. Zapoczątkowany przed trzydziestoma laty kulturowy ruch Odrodzenia lslamu, porównywalnyz najważniejszymi rewolucjami, jeśli chodzi o zmiany, których dokonały na długie dziesięciolecia, przynosi efekty. Doskonale zorganizowany i sprawny system bankowy, instytucji pozarządowych, szkół koranicznych, fundacji i przedsięwzięć charytatywnych (ich pomoc dla ofiar katastrof w krajach Afryki i Azji jest kompleksowa i szybka w porównaniu do niewydolnych w wielu państwach afrykańskich, powołanych w tym celu instytucji państwowych i międzynarodowych) jest tym, co przekonuje przeciętnych mieszkańców tych państw do islamskich wzorców, podszytych najczęściej brudnymi pieniędzmi i terrorem wobec „niewiernych". Obszerne zaplecze logistyczne, którym w wielu krajach dysponują ośrodki fundamentalistyczne budzi w nich nieustanne pragnienie budowania ummy - światowej wspólnoty muzułmańskiej, na co nie żałują środków pieniężnych. O ile w latach dziewięćdziesiątych strumień pieniędzy z Bliskiego Wschodu płynął za pośrednictwem z pozoru niegroźnych fundacji na konta walczących islamistów w Bośni, Albanii i Czeczenii, tak teraz głównym obiektem islamskiego podboju jest Afryka, na którą przeznacza się ogromne środki, na budowę meczetów i szkół koranicznych.
Fundamentalistom islamskim udało się także nadać zupełnie inny kształt ludziom, którzy uczestniczą w samobójczych zamachach . Dotychczas niejednokrotnie utożsamiano terrorystę-samobójcę z psychicznie chorym życiowym wykolejeńcem. Tymczasem ci, którzy uczestniczyli w samobójczych zamachach wyróżniali się w szkole i odnosili sukcesy zawodowe. Przecież porywacze samolotów 11 września byli Arabami z klasy średniej i przyjechali do Europy na studia. Mohammed Atta, ich przywódca, był synem kairskiego prawnika i obronił w Hamburgu na uniwersytecie pracę magisterską z urbanistyki. Z kolei w kontekście londyńskich zamachów badania wykazały, że najwięcej kandydatów na zamachowców stanowią młodzi Pakistańczycy, dzieci imigrantów, zazwyczaj z wyższym wykształceniem, których fascynuje doniosła rola, jaką daje związek z dżihadem. Nawet jeśli kiedyś zamachy samobójcze przeprowadzały osoby samotne, społecznie izolowane, patologicznie przygnębione lub zdesperowane finansowo - tak jak przez lata twierdzili naukowcy, to terroryzm XXI wieku odwrócił te tendencje diametralnie.
Jak więc działać by eliminować motywowany islamską religią terroryzm? Jak dotąd nikt nie znalazł wyczerpującej i uniwersalnej odpowiedzi na to pytanie. Jedna z teorii mówi o konieczności opuszczenia przez „zachodnich okupantów" terytoriów, uznawanych przez islamistów za ich niepodzielną własność. Według zwolenników tej teorii, większość zamachów samobójczych przeprowadzają ludzie pochodzący z krajów znajdujących się pod okupacją bądź pod przytłaczającym wpływem wojskowym jakiegoś obcego mocarstwa, a ich celem jest oswobodzenie ojczyzny. Tym sposobem Amerykanie powinni opuścić Afganistan i obszar Bliskiego Wschodu, Rosja zaś wycofać się z Czeczenii. Śmiem wątpić, czy świat stałby się spokojniejszy po takiej rejteradzie. Czy wręcz odwrotnie, gest taki byłby uznany za przejaw słabości przeciwnika i sprowokowałby fundamentalistów odważniej do wyrażania w otwarty sposób zachłannych aspiracji.
Czynnik „narodowy” nie odgrywa bowiem w aktywności terrorystów wyjątkowej roli. Proceder ten ma w moim przekonaniu charakter ponadnarodowy, dostosowany do pojęcia ummy - ogólnoświatowej wspólnoty muzułmańskiej, ważniejszej dla islamistów o wiele więcej niż narodowa i państwowa przynależność.
Stąd druga koncepcja, o wiele bardziej trafniejsza i przenikliwa zakłada, że motywy samobójców dotyczą bezgranicznej ślepej wiary, nienawiści do państw zachodnich, ofiarności i kultu męczeństwa. Młodzi fundamentaliści-samobójcy rekrutują się ze środowisk imigranckich. Często zauważalne jest, że ich rodzice zdołali przynajmniej formalnie ulec naturalizacji w kraju, do którego przybyli, nie wchodząc na ścieżkę konfliktu z gościnnymi społeczeństwami. Co jednak charakterystyczne, młode pokolenie imigrantów intuicyjnie pragnęłoby powrotu do kraju przodków, ich obyczajów, środowiska społecznego, charakterystycznej mentalności. Do tego dodać należy niechęć, poczucie wyobcowania w kraju pobytu, z którym praktycznie nie odczuwają żadnych naturalnych więzi. To spektrum młodego pokolenia muzułmańskich imigrantów na Zachodzie przybiera coraz częściej postać subkultury imigranckiej o rozdwojonej lojalności i zawiedzionych ambicjach. Wychowali się na Zachodzie, ale jednocześnie marzą o wyobrażonej wspólnocie wiernych, której splendor pozwolili zapomnieć o ponurej codzienności w nijakiej Europie. Coraz częściej, również przemocą dążą do urzeczywistnienia swoich wyobrażeń o ideale muzułmańskiego życia na całym świecie, w tym w Europie. Czy im się to uda? Czy swą nieobliczalną determinacją definitywnie zislamizują sparaliżowany cywilizacyjnie, od lat Stary Kontynent? Już dziś na naszym kontynencie mieszka 20 milionów muzułmanów. Wielu z nich nie podejmuje, żadnej pracy, korzysta ze świadczeń socjalnych przy czym posiada zazwyczaj dużo liczniejsze potomstwo niż przeciętna rodzina francuska, brytyjska lub niemiecka. Przy utrzymaniu obecnych tendencji demograficznych społeczność muzułmańska może w niedługim czasie przybliżyć się do poszerzenia terytorialnego wspólnoty ummy o kolejne cząstki upadłej kulturowo Europy.
Nie da się ukryć, że wpuszczenie takich mas imigrantów przez państwa europejskie i prowadzenie przez całe lata polityki proimigracyjnej pod dyktando haseł wielokulturowości kończy się na naszych oczach fiaskiem, biorąc pod uwagę zarówno wewnętrzne problemy z imigrantami jak i ich aktywność w akcjach przestępczych i powiązania z ruchami fundamentalistycznymi. Jak dotąd nie mogą jednak tego zrozumieć ,,elity" europejskie, które całe dekady aplikowały społeczeństwu pustosłowie ideałów oświeceniowych. Efektem tego rdzenni Europejczycy pogubili się w chaosie pojęć, politycznych szantaży i procesie demontażu tożsamości europejskiej a islamscy imigranci gardzą światem fikcji opartym na,,ideach" umowy społecznej, równości i neutralności światopoglądową państwa, radykalizując się w swoich żądaniach i metodach działania.
Historyczne analogie, z końcowym etapem żywota Cesarstwa Rzymskiego są aż nadto uderzające. Tam wewnętrzny rozkład nieudolnego, pozbawionego aksjomatycznych fundamentów państwa potęgowany był krwawymi kampaniami ludów barbarzyńskich, walczących z Cesarstwem. Czy ten scenariusz powtarza się na naszych oczach w XXI wieku?
Stojące przed światem wyzwanie związane z globalnymi aspiracjami fundamentalizmu islamskiego winno się też stać udziałem Europy. Tej Europy, która otrząśnie się ze snu i zacznie prowadzić w końcu konsekwentną politykę na rzecz odbudowy swojej autentycznej tożsamości i potencjału cywilizacyjnego. Każdy inny scenariusz wydarzeń oznaczać będzie muzułmański triumf nad upokorzonym Starym Kontynentem.