Nowy numer 39 (1/2018)

Najnowszy film

Facebook

czwartek, 21 grudzień 2017 11:17

Dwa orły, jedno serce...

Napisał
Od zarania dziejów zmianie barw narodowych przez sportowców towarzyszyły olbrzymie, często niezdrowe emocje. Co oczywiste, tym większe, im większy był format samego sportowca. Apogeum osiągały one zazwyczaj w momencie, gdy białego orła w złotej koronie zastępował jego czarny kuzyn symbolizujący naszego zachodniego sąsiada.

 

Gdy w ubiegłym roku, podczas finałów XIII Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej odbywających się na stadionach Austrii i Szwajcarii, Lukas Podolski pozbawiał naszą reprezentację szans na sukces w meczu z Niemcami, wielu kibiców przeklinało chwilę, w której urodzony w Gliwicach młodzian podjął decyzję o grze dla Niemiec. Warto jednak pamiętać, iż zarówno on, jak i inny snajper - Miroslav Klose, nie są najwybitniejszymi niemieckimi piłkarzami o polskich korzeniach. Obaj ustępują zarówno talentem, jaki boiskowymi umiejętnościami, Emestowi Wilimowskiemu. Popularny „Ezi” był - zdaniem fachowców - jednym z pięciu najlepszych piłkarzy wszechczasów. Historia jego życia i kariery to doskonały materiał na hollywoodzki przebój. Miejsce w historii piłki nożnej zapewniło Wilimowskiemu zdobycie czterech bramek w jednym meczu, a wszystko to w debiucie polskiej reprezentacji na III Mistrzostwach Świata w Piłce Nożnej (1938 r.). Było to osiągnięcie tym godniejsze uwagi, iż bramki te zdobył w meczu z Brazylią. Prawdziwe „spustoszenie” czynił również w polskiej lidze, w której w 86 występach strzelił 112 bramek, zostaj ąc królem strzelców w 1934 i 1936 r. Kolejną koronę (1939 r.) zabrał mu wybuch II wojny światowej, która zresztą ,,skradła” ówczesnemu reprezentantowi Polski oraz Ruchu Chorzów [do 1939 r. klub nosił nazwę Ruch Wielkie Hajduki; 1 kwietnia 1939 r., na mocy ustawy Sejmu Śląskiego, gminę Hajduki Wielkie przyłączono do Chorzowa - przyp. red.]. najlepsze lata kariery. Po jej wybuchu podjął decyzję 0 podpisaniu volkslisty. Opuścił Śląsk i wyjechał w głąb Niemiec, gdzie kontynuował karierę, będąc zawodnikiem 1. FC Kattowitz, PSV Chemnitz i TSV 1860 Monachium. W barwach swojej nowej ojczyzny zaliczył 8 występów, trafiaj ąc do bramki przeciwników aż trzynastokrotnie. Po zakończeniu wojny w Polsce został uznany za zdrajcę, a jego nazwisko wymazano z kart polskiej piłki nożnej. Karierę zakończył w 1959 r. Zmarł przeżywszy 81 lat, w 1997 r. w Karlsruhe. Wilimowski, wychowany w mieszanej rodzinie, a ukształtowany w dużej mierze przez ojczyma - Niemca, pytany 0 narodowość, najczęściej nazywał się ,,Górnoślązakiem”. O Polsce wypowiadał się podobno zawsze z dużym sentymentem. Jedno jest pewne: był jednym z najwybitniejszych piłkarzy wszechczasów.

Na piłkarza, choćby zbliżonej klasy, a legitymującego się polskim pochodzeniem, przyszło nam, a w zasadzie naszym zachodnim sąsiadom, czekać aż do czasów urodzonego w Opolu, Miroslava Klosego. Król strzelców Mistrzostw Świata 2006 oraz od lat czołowy snajper niemieckiej Bundesligi decyzję o wyborze kraju, który będzie reprezentował, podjął stosunkowo wcześnie, nie tworząc tym samym przestrzeni do potencjalnych spekulacji w tej kwestii.

Zupełnie inaczej od historii tak Wilimowskiego, jak i Klosego, kształtowały się losy wspomnianego już Lukasa Podolskiego, który długo deklarował gotowość gry w koszulce z białym orłem na piersi, by ostatecznie wybrać jednak grę dla Niemiec. Podolski często jednak podkreśla, że czuje się Polakiem, co zresztą niektórych kibiców nastraja do niego przychylnie, innych zaś doprowadza do prawdziwej furii. Dla niektórych postawa tego jest jednak znakiem czasów i towarzyszących im zmian...

Opisani piłkarze to prawdziwa śmietanka światowego futbolu. W barwach Niemiec, poza wirtuozami piłki nożnej, grali jednak też piłkarscy rzemieślnicy, którzy swe rodzinne, a często i sportowe korzenie mają w naszym kraju. W latach 50. byli to Richard Herrmanni Fritz Laband, w latach 70. Harald Konopka, a w czasach nam bliższych Dariusz Wosz, który - co ciekawe - grał zarówno dla NRD, jak i dla zjednoczonych Niemiec oraz fantastyczny snajper Martin Max.

Aktualnie do kategorii solidnych, lecz na pewno niewybitnych reprezentantów Niemiec z polskimi korzeniami zaliczają się między innymi: piłkarze Tim Borowski i Lukas Sinkiewicz oraz koszykarz Konrad Wysocki.

W historii zdarzały się też przypadki smutne, by nie napisać tragiczne - jak losy dwóch ciotecznych braci: Richarda i Leonarda Malików. Obaj w latach trzydziestych ubiegłego stulecia byli świetnymi piłkarzami, a nawet reprezentantami - z tą różnicą, że pierwszy Niemiec, drugi zaś Polski. Obu jednak nie dane było przeżyć zawieruchy wojennej. Richard zginął na froncie wschodnim, jako żołnierz Wermachtu, Leonard zaś nie przeżył pobytu w obozie przejściowym dla wysiedlanych z Polski Niemców.

Przykładem sportowca, który mimo sprzyjających temu okoliczności, nie zrezygnował z polskiego paszportu, o obywatelstwie nie wspominając, jest czołowy kierowca Formuły 1, świeżo uznany w naszym kraju za sportowca roku - Robert Kubica. Pomimo faktu, iż reprezentuje niemiecki zespół BMW Sauber a większość swojej kariery zawodniczej spędził poza granicami Polski, nigdy nie uległ silnym - jak twierdzą niektórzy sugestiom, aby zmienić obywatelstwo na niemieckie. Tym samym, stał się idolem milionów starszych i młodszych fanów sportów motorowych w naszym kraju. Nie umniejszając w niczym siły charakteru młodego krakusa, należy jednak uczciwie zaznaczyć, iż rozwój jego kariery przypada na okres, w którym polski paszport nie jest już źródłem jakichkolwiek komplikacji, o zagrożeniu życia, czy też bytu najbliższych nie wspominając. Nie zmienia to jednak faktu, iż przykład przedstawiciela młodego pokolenia, jakim niewątpliwie jest nasz „as kierownicy”, jest budujący i godny naśladowania.

Niezwykle ciekawym przypadkiem jest także historia życia i kariery Dariusza Michalczewskiego. „Tygrys”, już jako mistrz Polski, w 1988 r. zdecydował się nie wracać do Polski i opuścić przebywającą wówczas w Niemczech polską kadrę. Już z nowym obywatelstwem zdobył najpierw tytuł amatorskiego mistrza Niemiec, by później przyjąć status zawodowca iwspiąć się na sam szczyt kariery bokserskiej. Przez lata królował w kategoriach półciężkiej i junior ciężkiej. W 2002 r. podjął jednak decyzję 0 powrocie „pod polską banderę”. Pierwszy pojedynek, stoczony przez ,,Tygrysa” dla Polski odbył się we wrześniu 2002 r. w Brunszwiku. Zakończył się zwycięstwem Michalczewskiego i obroną tytułu mistrza świata. Mimo, iż niewiele ponad rok później tytuł ten, zresztą w dosyć kontrowersyjnych okolicznościach, utracił, dla wielu kibiców decyzją o powrocie do reprezentowania polskich barw odkupił swoją ,,zdradę”.

Przykład Michalczewskiego, ogłoszonego przez prestiżową federację WBO w swojej wadze ,,championem wszechczasów”, dobitnie więc pokazuje jak łatwo kibice przechodzą z jednej skrajności do drugiej. Wśród piewców jego talentu mnóstwo jest bowiem osób, które najpierw odsądzały go od czci i wiary, by po „nawróceniu” się mistrza stać się jego naj zagorzalszymi fanami.

Polacy występowali również w barwach innych nie tylko Niemiec, ale i innych krajów. Najbardziej znani spośród nich to m.in.: legenda francuskiej piłki, Raymond „Kopa” Kopaszewski, reprezentujący barwy Kanady - niezwykle skuteczny - Tomasz Radziński (m.in. król strzelców belgijskiej Jupiler pro League) czy też będący przez długie lata symbolem Manchesteru United, bramkarz Peter Schmeichel. Przypadek tego ostatniego jest o tyle ciekawy, iż w jego ślady idzie również jego syn, 22-letni dzisiaj Kasper. Niewiele osób ma świadomość, że korzenie obydwu są „bardzo polskie”, bowiem ojciec Petera, a dziadek Kaspera był Polakiem. To tylko kilka z dziesiątek, jeśli nie setek takich przypadków. Wszystkie one, mimo, iż od czasu do czasu budzą ciekawość, nie mogą być porównywane do przypadków, kiedy barwy polskie zamieniane były na niemieckie. Taka widać nasza specyfika...

Po latach, w których pochodzący z naszego kraju sportowcy dostarczali emocji i przynosili chwałę innym nacjom, nasze federacje i związki zaczęły wykazywać na polu walki o nasze interesy w tym względzie coraz większą aktywność. Polacy wychowani na sportowej obczyźnie częściej, niż w przeszłości trafiają pod skrzydła trenerów naszych, najpierw juniorskich, a później seniorskich reprezentacji. Najlepszym dowodem na to jest wciąż młody, ale już mogący pochwalić się występami w najlepszej koszykarskiej lidze świata NBA, Maciej Lampe. Wychowany i ukształtowany koszykarsko w Szwecji i Hiszpanii młody gwiazdor, wybrał występy w biało-czerwonych barwach.

Coraz częściej polscy skauci przeczesują boiska i hale naszych zachodnich sąsiadów, w poszukiwaniu następców Klosego i Podolskiego. Trzeba też dodać, iż z coraz lepszym skutkiem. Przykładem są tu Euzebiusz Smolarek, Sebastian Tyrała czy Kamil Wałdoch. Trend ten powoli staje się na tyle powszechny, iż zaczął obejmować już nie tylko Polaków wychowanych na Renem i Łabą, ale także zamieszkujących inne, bardziej odległe kraje, na co przykładem jest zainteresowany grą w naszych barwach piłkarz francuskiego OSC Lille, Ludovic Obraniak.

Batalie o młodych sportowców coraz częściej wygrywamy, jednak wciąż zdarzają się nam na tym polu także porażki. Tak było w przypadku piłkarzy Andrew Johnsona (wybrał barwy Albionu), Daniela Szeteli (USA) czy mającego zadatki na „króla pola karnego” Roberta Acquafresci (Włochy).

Innym wątkiem są przypadki sportowców, którzy nie urodzili się nad Wisłą, nie posiadają też polskich korzeni, reprezentowali jednak, bądź wciąż reprezentują, biało-czerwone barwy. Najbardziej znani w tym towarzystwie są niewątpliwie

piłkarze: pochodzący z Nigerii, bohater eliminacji do Mistrzostw Świata 2002 Emmanuel Olisadebe, czy też pierwszy muszkieter ekipy Leo Beenhakkera na ostatnich Mistrzostwach Europy 2008, zawodnik warszawskiej Legii, urodzony w Brazylii Roger Guerreiro. W nieodległej przeszłości orła na piersi nosili jednak również przedstawiciele innych dyscyplin, takich jak koszykówka (Amerykanie: Joe McNaull, Lewis Lofton czy Jeff Noordgard), siatkówka (Ukrainka z pochodzenia Maria Liktoras), żużel (Norweg Rune Holta), tenis stołowy (Chinki z urodzenia Xu J ie i Li Qian) czy też świetni w przeszłości kajakarze: Iwan Klementiew i Michał Śliwiński. Zresztą lista ta jest bardzo długa. Jak twierdzą wtajemniczeni, kiedyś niewiele brakowało, aby w naszych barwach występował fenomen biegów średnich, trenowany przez Polaka, Sławomira Nowaka, Wilson Kipketer. Ostatecznie jednak zaszczyty i medale zdobywał reprezentując Danię.

Bez względu na powody i przesłanki stojące za wyżej opisywanymi życiowymi wyborami, jedno jest pewne: sport zawsze budził i budzić będzie olbrzymie emocje. Coraz częściej zmagania na stadionach, bieżniach czy torach dla milionów ludzi stają się substytutem patriotyzmu i dumy` narodowej. Pociąga to za sobą, podobnie zresztą jak w przeszłości, duże poczucie identyfikacji z głównymi aktorami tych zmagań. Tym samym w chwili, w której zmieniają oni barwy, z herosów, idoli i bohaterów, stają się wrogami publicznymi numer jeden. Najzagorzalsi ich zwolennicy pierwsi zazwyczaj formułują wówczas zdania zawodu i oburzenia. Jako kibice mają zapewne do tego pewnego rodzaju prawo, jednak jako ludzie powinni pamiętać o tym, iż często nie do końca rozumieją i znają przesłanki takiego postępowania. Pamiętajmy też, zwłaszcza w odniesieniu do ludzi takich jak Ernest Wilimowski, iż często owe wybory były niezwykle trudne i niejednoznaczne. Wydaje się, że najsprawiedliwszej ich oceny potrafi dokonać już tylko historia...

W: Myśl.pl, nr 13, s. 46-47

dr Krzysztof Tenerowicz - redaktor naczelny

Krzysztof Tenerowicz – Przedsiębiorca i samorządowiec. Wykładowca akademicki. Publicysta i redaktor naczelny kwartalnika „Myśl.pl” oraz portalu Myśl24.pl

Najnowsze od dr Krzysztof Tenerowicz - redaktor naczelny